31 lipca 2009

Niech żyje Król!















Bardzo się cieszę, że udało mi się zmobilizować, ba! wyciągnąć nawet męża na koncert Michaela Jacksona "Tribute to M.J.". Mimo, że to tylko nagranie DVD i tak robi ogromne wrażenie. Pewnie zwolennicy koncertów powiedzą, ze nic nie może się równać z uczestniczeniem w koncercie osobiście. Jednak mnie nie odpowiada zupełnie atmosfera kłębiących się ciał, rozhisteryzowanych i mdlejących z emocji dziewczyn... (tak na marginesie, to niesamowite do jakiego stanu może doprowadzić uwielbienie dla idola). Dzięki temu, że mogłam zasiąść wygodnie w fotelu, w klimatyzowanym pomieszczeniu miałam wyśmienitą ucztę dla oczu i uszu. Taniec jest tą formą sztuki, na którą jestem szczególnie uwrażliwiona i mogę patrzeć bez końca, a ten w wykonaniu Michaela Jacksona to arcydzieło. Rzeczywiście -jak ktoś wcześniej powiedział - on tańczył na granicy technicznych możliwości człowieka. Nie chcę się rozpisywać, bo to co najważniejsze trudno ubrać w słowa.
I niech mówią, że był szaleńcem, bo zaszedł za daleko z "poprawianiem" swojego wyglądu (mają rację - było w tym jakieś szaleństwo), i cała reszta spekulacji wokół jego osoby - mnie to nie obchodzi - dla mnie M.J. to Muzyka i Taniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz