Czy ktoś wspominał, że właśnie zakończył się długi weekend? Jaki długi!!!??? To jakiś blef. Przecież jakby był długi to zdążyłabym wszystko zrobić, co sobie zaplanowałam. A tu psińco. Nie wiem już, czy ten czas tak gna, czy my sobie nakładamy na garby coraz więcej zadań, a później dziwimy się, że rady nie daliśmy i przeżywamy frustracje.
No tak, ale jak chce się w ciągu 4-ech dni (z czego dwa to świąteczne) przewrócić ogródek na lewą stronę, po to żeby wyglądał podobny do ludzi, nacieszyć się rodzinką, poświęcić więcej czasu niż zwykle dzieciom, zabrać je na spacer do lasu (uwielbiam!!!) itd. itd. to chyba trzeba sprawić sobie lustro i często w nie spoglądać, coby w czoło się popukać ("puk, puk - czy jest tam w środku coś, co potrafi myśleć realnie???"). Nie wspomnę już o mojej decu-półce do kuchni, która czeka już chyba 3-ci miesiąc na publiczną prezentację na ścianie kuchennej. Narazie jest po macoszemu przestawiana z kąta w kąt. A przecież zostało tylko! (he, he) nakleić motywy i polakierować (brrrr...).
Mimo tych narzekań uważam weekend za udany i proszę Niebiosa o więcej. Mam pewność, że moja prośba zostanie wysłuchana. Za jakiś miesiąc bowiem Boże Ciało :)