
Przeglądając różne polskie galerie - sklepy internetowe z rękodzielniczymi bibelotami do domu nasunęła mi się smutna refleksja, że z jakiś względów lubimy zastępować polskie słowa obcojęzycznymi (angielski, francuski w przeważającej większości). Nasz ukochany dom jest więc 'Home sweet home', zawieszka na drzwiach do łazienki to 'Bathroom'. Na przedmiotach zdobionych metodą decoupage'u często również umieszczamy anglojęzyczne odpowiedniki. Nie wiem, czy dobrze czułabym się w otoczeniu, które woła do mnie w zrozumiałym co prawda, ale jednak nie moim ojczystym języku. Chociaż sama czasem łapię się na tym, że przedmiot tak mi się podoba, iż to co napisane schodzi na drugi plan. I nie dam sobie głowy uciąć, że kiedyś nie popełnię jakiegoś przedmiotu z takim napisem. Ale myślę, że wskazany jest umiar i wewnętrzna samokontrola, żebyśmy nie stali się takimi głuptakami :) Może wynika to stąd, że modny obecnie styl urządzania wnętrz (vintage) nie jest naszym rodzimym, więc i detale (te ozdabiane napisami), które tworzą charakter i klimat takiego wnętrza przywędrowały z daleka i zostały przez nas bezkrytycznie przyjęte. Bo 'Bathroom' jakoś tak bardziej elegancko wygląda niż 'Łazienka' , pudełko na herbatę ozdabia krótki napis 'Tea', a na tym, w którym trzymamy zdjęcia widnieje napis 'Photo box'.
Pomijam używanie słów obcych na określenie technik typu decoupage, shabby chic, scrapbooking itd. - są one na tyle 'świeże', że polski język nie zdążył jeszcze poradzić sobie z "wygodnymi" odpowiednikami (może nigdy nie wejdą w użycie).
Taka refleksja nasunęła mi się w poniedziałkowy poranek.