22 grudnia 2010

W klimatach świątecznych - czas na życzenia

Choinka już ubrana - chociaż nie jestem zwolenniczką i wolałabym, żeby miało to miejsce później. Jednak co roku wyjeżdżamy  na Święta do rodziny i żeby dzieci mogły nacieszyć się samym strojeniem drzewka i zapachem świeżego igliwia, dla nich robimy to wcześniej. Kiedy wracamy po Nowym Roku, choinka już nie jest taka "krasawica", pewnie z tęsknoty za domownikami jej się usycha :) Teraz wygląda tak:
 I kilka detali:


 Też sprawiłam sobie konika :) Pierwszy i już bardzo go lubię:
  I ostatnie ozdoby świąteczne w tym roku. Tym razem bombki, które nie są wyśnionymi, wymarzonymi,  ale od czegoś trzeba zacząć trening. Dwie pierwsze to taki oto duet:

 I dwa medaliony - takie jakieś sztuczne. Chyba zdecydowanie wolę pracę z serwetkami, łatwiej mi je wtopić. Na tym medalionie umroziłam anioła, po prostu przywaliłam go zaspą śnieżną .On i tak dzielnie nuci: "Gloria, gloria in...". Za ten napis raczej nikt mi glorii nie wyśpiewa. Srebrny Pearl Pen  za bardzo się rozlał, może to wina zbyt szerokiej końcówki, a może moich nieumiejętności w aplikowaniu go. Pokochałam bardzo ten kolor turkusowy, ale w połączeniu z motywem stracił na szlachetności:

Drugi medalion: złoto z tym motywem też "nie teges". Takie plastikowe wyszło. Jedynie połączenie zielonej bibuły w złote ornamenty ze złotą farbą jest ok.:

I ostatnia bombka:

 Nastąpił chyba niekontrolowany wysyp zdjęć, ale chciałam wszystko tegoroczne zamknąć jeszcze w starym roku.

 Kochani, zaglądający do mnie - życzę Wam Świąt obfitych w łaskę Pana. Życzę Wam otwartości na Jego bezwarunkową miłość. Niech Boże Narodzenie będzie dla nas kolejną szansą na nowe, lepsze życie. 
Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.

8 grudnia 2010

Magnesiki świąteczne

Kilka sztuk, część jeszcze nie ma przyklejonych magnesów. Szybko i przyjemnie się je dekoruje, tylko bardzo trudno dostać kaboszony z przezroczystego, czystego szkła. Prezentowane przeze mnie w większości są z lekko opalizowanego, więc takie trochę przydymione. Zainspirowała mnie i podzieliła się kursem ich wykonania Ushii
 



 Pozdrowienia :)

7 grudnia 2010

Szłam, biegnę, będę gnała

Tak mniej więcej wygląda mój odbiór przedświątecznego upływu czasu. Czuję się jak ta Lokomotywa w wierszu Tuwima:
"(...)
Najpierw powoli, jak żółw ociężale
Ruszyła maszyna po szynach ospale.
(...)
I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,
(...)
A dokąd? A dokąd? A dokąd? Na wprost!
(...)
I spieszy się, spieszy, by zdążyć na czas,
(...)
A skądże to, jakże to, czemu tak gna?
A co to to, co to to, kto to tak pach? (...)" 

Właśnie, co to to, kto to to?! Stop!!! 
Czujecie już na plecach ten oddech spraw, które czekają na wykonanie? Spoglądacie z niepokojem i paniką na kalendarz, licząc po kilka razy dni pozostałe do Świąt, jakby od samego liczenia miał jakiś dodatkowy dzień przybyć? Macie uderzenia gorąca? Nie, to nie menopauza, to Święta za pasem :) - już za chwileczkę, już za momencik...Przeprowadziłam publicznie małą automotywację - chyba wzmocniłam swoje morale. Mam nadzieję, że nikogo nie wyprowadziłam z równowagi przy okazji :)? 
Podzieliłam się z Wami moim doskonałym samopoczuciem, teraz pokażę kilka świątecznych ozdób.
Bombka, która chyba jest jedyną, w miarę udaną w tym roku. Jak czas pozwoli, w kolejnych postach pokażę bombkowe gnioty 2010.


Oprócz tego jeszcze 4 formatki, czyli płaskie bombki - ubrokacone, bo na choince takie też lubię. Ich "plecy" wyszły na zdjęciach fatalnie (najgorzej turkusowe - na zdjęciu wygląda jak zielone, ze srebrną śnieżynką) - uwierzcie, że lepiej prezentowały się na żywo.







Nie wiem czemu na rewersach tych płaskich bombek tak "lakier" faluje. To chyba jednak wina farb (tzn. niewłaściwego nałożenia przeze mnie?) - od początku miały chropowatą strukturę po nałożeniu.
 Pozdrowienia ślę serdeczne i nie dajmy się zwariować, nie zgubmy prawdziwego ducha Adwentu - życzę tego Wam i sobie.

1 grudnia 2010

Choinka prawie kardiologiczna ?

...na to wygląda. W poprzednim poście pokazywałam serca, dziś ponownie, ale tylko 3 sztuki, pozostałe w innym kształcie. Tym razem aniołki, które też trącają epoką wiktoriańską - chyba mnie ciągnie w tamtą stronę. Miałam dylemat, czy wypełniać spękania, czy jednak zostawić je "czyste". Osiołkowi w żłobie dano...nie mogąc się zdecydować zrobiłam pół na pół. 







Które Wam się bardziej podobają? Ja w dalszym ciągu nie wiem :)
Dziękuję Wam za mnóstwo miłych słów na temat poprzednich serc  - serce roście!
Cieszę się, że na blogach zapanowała atmosfera przedświąteczna - bardzo lubię ten czas, kiedy można podziwiać tyle pięknych przedmiotów w klimatach Bożonarodzeniowych. Liczę, że ten śnieg wytrzyma do końca grudnia, bo szaro-buro-deszczowa aura zupełnie mi nie odpowiada. 
Pozdrawiam Was serdecznie i ciepło - tego ostatniego nam potrzeba sporo, bo mróz nie odpuszcza.

19 listopada 2010

Pierwsze przymiarki świąteczne

Takie wiktoriańskie serca wymyśliłam na choinkę. Styropianowe - bo nie zależało mi, żeby były idealnie gładkie, chciałam żeby trochę przypominały piernikowe serca. Poza tym wolałabym kupić plastikowe, niż te styropianowe szpachlować, wygładzać etc. Leniwa jestem :) Zdjęcia przeżółcone, ale innych nie potrafię zrobić w pomieszczeniu, późnym wieczorem :(

Modzę jeszcze kilka innych ozdób, mam nadzieję, że wkrótce zagoszczą tu również.
Pozdrawiam wszystkich ciepło - podobno od przyszłego czwartku sypnie śniegiem , dzieci się cieszą, a ja brrrr.....idę mościć jakąś gawrę :)
Dziękuję, że zaglądacie.

5 listopada 2010

Szablonowe taborety

Przypomniałam sobie, że jeszcze latem, w czasie urlopu odnawiałam taborety do kuchni siostry. Będąc teraz u niej, zrobiłam im kilka zdjęć i pokazuję jak wyglądały przed  i obecnie. Najpierw chciałyśmy poeksperymentować z odważnymi kolorami - zapodałyśmy zieleń, ale niestety nie była taka, jak na wzorniku. Wyszedł wstrętny groszek, szkoda, że nie sfotografowałam. 


Bardzo fajnie komponują się z resztą mebli w kuchni. Moja miłość do szablonów wygrała z pomysłem na ozdobienie taboretów decoupage'em. 
Pozdrawiam i dziękuję za kukanie do mnie :)

21 października 2010

Bombowa bombka? Jeszcze nie dziś :)

    Z wieloma sprawami ciągle jestem do tyłu. Mam permanentne uczucie, że przydałby się jeszcze jeden dzień, godzina... Po wnikliwej analizie (no, bez przesady) - wyciągnęłam  wnioski na przyszłość - może problem tkwi w tym, że za późno zabieram się za realizację pewnych zamierzeń? Dlatego też ten post jest o bombce, a raczej o pierwszych nieśmiałych podejściach do ozdób świątecznych. Nie znoszę tego blichtru supermarketowego zaczynającego się zaraz po 1-wszym listopada, ale na wykonanie ozdób trzeba mieć przecież zarezerwowane sporo czasu. Więc wystartowałam z próbną bombką, która ma za zadanie pełnić rolę worka treningowego, który zniesie mój brak umiejętności na polu decoupage'u. 
    Do jej wykonania użyłam papierów ryżowych: z motywem świątecznym i gładkiego w kolorze błękitnym. Nie myślałam, że naklejenie na bombkę okrągłego motywu jest dużo trudniejsze, niż umieszczanie motywów mniejszych i o nieregularnych kształtach. Żeby nie zniszczyć motywu wycięłam  sobie kółko z papieru ksero i kombinowałam jak ponacinać, żeby papier dobrze ułożył się na bombce. Do współpracy zostały zaproszone szpilki i bombka zamieniła się na chwilę w laleczkę voodoo. Wiadomo, że mając konkretny motyw, nie w każdym miejscu mogę pozwolić sobie na nacięcie. Kiedy już "upięłam" całe koło, stosując co chwilę zakładki okazało się, o dziwo, że zmarszczki występują w ilościach śladowych. W ten sam sposób ponacinałam motyw przygotowany na bombkę i mam takie uwagi: chyba łatwiej byłoby zgubić ślady po zakładkach na zwykłym papierze do decu; na ryżowym, niestety, wszystko widać jak na dłoni. Przyszło mi do głowy powycinanie tych naddatków, ale obawiałam się wycięcia  o 1mm za dużo. I zastanawiam się, czy maskować je podmalunkami (hmmm, czy dam radę?). Jest jeszcze jedno wyjście na wypadek niepowodzenia z pierwszą opcją: sztuczny śnieg, brokaty, reliefy itp. Tylko nie chciałabym tak całe życie maskować się z tym decu :)
    
Mój brak cierpliwości zostawił te dylematy na potem, a tymczasem usprawiedliwił  moje zabawy z Pearl Penem w kolorze Ice white. 
Z przyjemnością poczytam o Waszych "perypetiach" lub złotych środkach na niesforne bombki.
   Po tym eksperymencie nawet polubiłam bombki styropianowe, ponieważ dość szybko można uzyskać prawie gotową pracę (bez malowania farbami, wygładzania itp.). Do prób to super materiał. Poza tym kule są doskonałą bazą do wykonania innych ozdób, tworków-potworków, lub jesiennych duszków, jak ten poniżej. Powstał na konkurs w przedszkolu i stojąc od wczoraj w gronie konkurentów, dziś rano nadal był uśmiechnięty :)
Z ostatniej chwili: Nasz duszek zdobył I-wszą nagrodę w konkursie. Ali buźka się cieszy, nam też :)

Pozdrawiam serdecznie i nawet trochę słonecznie.

   


9 sierpnia 2010

Pourlopowo

Było super, za szybko minęło i jak pomyślę, że musi upłynąć znów prawie cały rok - tracę dobry humor. Urlop spędziłam na ukochanej wsi, gdzie wszystko jest inne niż w mieście, gdzie życie toczy się swoim rytmem, gdzie można podziwiać urodę poranków. Znowu utwierdziłam się w przekonaniu, że miasto nie jest dla mnie, że nigdy go nie pokocham, ja już nawet chyba nie darzę go sympatią. Brakuje mi własnej przestrzeni, popołudnia z kawą przy stoliku pod wierzbą, hamaka rozciągniętego między drzewami, świerszczy wieczorną porą...tysiąca innych rzeczy, których miasto nigdy mi nie da. Kiedy patrzę na moje szczęśliwe dzieci biegające od rana do wieczora, boso, umorusane od góry do dołu, to wiem, że to jest moje miejsce - "wsi spokojna, wsi wesoła..."
Lubię swoje mieszkanie w Krakowie, bo to nasza ostoja, ale jeden krok za próg uświadamia mi, że nic więcej prócz tego nie należy do mnie. Gdzieś tam w środku noszę tę tęsknotę.
Ale żeby nie było tak nostalgicznie, to pokażę, co udało i się udłubać w czasie urlopu.
1. Trzy filcowe sukienki, które nie potrzebują panienki. Dobrze spełniają rolę igielników, ponieważ dół sukienek jest wypełniony watką. Fajna zabawa kolorami i przeróżnymi ozdóbkami. Muszę jeszcze obmyśleć im ładne wieszaczki. Myślę, że jeszcze kilka powstanie. Czerwona to królik doświadczalny, ma najwięcej niedociągnięć.



I razem:

2. Odnowiłam 4 krzesła, które odstały kilka lat. Oczyściłam, zaszpachlowałam ubytki i pomalowałam farbą akrylową Caffe latte, do tego delikatne szablony (znaleziony w necie, wycięty na sztywnej folii nożykiem do tapet) w kolorze leśnych owoców. Była to moja pierwsza zabawa z "meblami", więc były też pewne trudności. Krzesła przeznaczone są do ogrodu, więc długo zastanawiałam się, czym je potraktować. Po oczyszczeniu okazało sie, że są dość zniszczone (to poniżej było w najlepszym stanie), miały czarne przebarwienia - bałam się, że bejca może ich nie pokryć. Olejną obchodziłam szerokim łukiem. Wybrałam akrylową, która wiem, że na zewnątrz się nie nadaje. Myślę teraz o pokryciu ich jakimś lakierem (ale jakim?), żeby zabezbieczyć chociażby przed wycieraniem się farby. Z szablonami też był ogromny kłopot, ponieważ Dekoral jest bardzo rzadki (za to pięknie pachnie) i szablony podciekały, poza tym powierzchnia była wklęsła, więc dodatkowo przysparzało to problemów. Z siostrą chyba 5 razy nakładałyśmy szablony i usuwały, ale w końcu udało się - nie są idealne, domalowałam rażące niedoróbki i teraz, jak na pierwszy raz, nie wstyd chyba na takich krzesłach usiąść. A tak się prezentowało jedno z nich przed:
Teraz wygląda tak:

Pozdrawiam serdecznie i wyruszam nadrabiać zaległości blogowe - mnóstwo dobrej lektury mnie czeka :)