18 grudnia 2009

Chwalipięta

Wygrałam Candy u Kasi Pander-Liszki z  bloga W stylu retro. Już zacieram ręce na myśl o tym prezenciku. Do mnie Gwiazdka już przyszła :) Dziękuję.

Bardzo chciałam zostać wyciągnięta za uszy z gąszczu biorących udział w  tej zabawie. Wiedziałam, że jeśli i tym razem nie poszczęści się, na pewno kupię płytę. Jak widać, czasem wystarczy bardzo chcieć :) 

1 grudnia 2009

Segregator dla Alusi

























Powstawał oczywiście w mękach i bólach - tak to bywa w życiu decu-laika. Pewnie jest to mój pierwszy i ostatni segregator i tylko dlatego, że dla kochanego dziecka - nie zabrakło mi motywacji, by go skończyć i się nie wykończyć.
Segregator lakierowany potraktowałam standardowo: primer, dwie warstwy pastelowej orchidei i już byłam w ogródku, już witałam się z...serwetką, którą przygotowałam do naklejenia i farba-niedobra zaczęła odłazić w zgięciach - to oczywiste, że tak być musiało! Nie wiem dlaczego, byłam przekonana, że niejeden raz widziałam tego typu segregatory ozdabiane przez innych. Drewniane to i owszem. Zdarłam więc z grzbietu jego nową skórę i próbowałam ratować, zmatowiłam, żeby zwiększyć przyczepność farby (bo primer nie spełnił zadania), co spowodowało totalne pogorszenie sprawy - grzbiet zaczął się "kosmacić". Teraz już jasne, skąd ta różowa tasiemka i sznureczki po bokach - wszystko dla zamaskowania niedociągnięć.
Najważniejsze, że Alutkowi się podoba, długo na niego czekała i w końcu dobrnęłyśmy do końca. Mogła powpinać swoje karteczki na wymianę i zabrać go do przedszkola (te karteczki to taka przedszkolna zajawka :)
Pozdrawiam wszystkich zaglądających do mnie.
P.S. Może następnym razem odważę się zamieścić moje próbki cieniowań.

3 listopada 2009

Wyróżnienie od Oli

Ola tworzy wiele Radosnych rzeczy









Bardzo dziękuję! Rozmarzyłam się jak ta dziewczynka :)

19 października 2009

P jak Pola
































Wyhaftowałam taki monogram dla chrześnicy męża na jej pierwszy roczek. Oczywiście nie obyło się bez przygód - pan ramiarz (podobno niejeden haft już oprawiał) oprawił mi haft na lewą stronę. Niemożliwe? A jednak. Zastanawiał się też, gdzie jest góra, a gdzie dół ( to jestem w stanie mu wybaczyć). I na szczęście dla mnie miał ten dylemat, ponieważ mąż, którego wysłałam po odbiór zoczył pomyłkę i interweniował. Skołował mnie i strasząc tonami kurzu, który osiądzie z czasem na pracy, "zmusił" do oprawy za szybą. Na tym jednak nie koniec. W domu okazało się, że litera nie została usadowiona centralnie. Skończyło się na demontażu ramki i własnoręcznym ponownym oprawianiu.
Może nie jest idealnie, ale lepiej niż było. Po raz pierwszy oprawiałam haft i po tych perypetiach zaczynam poważnie myśleć o kupnie maszyny i skorzystaniu z kursu oprawy jaki podała kiedyś Penelopa - jest stokroć bardziej profesjonalny. Pozdrawiam serdecznie wszystkich zaglądających do mnie.

6 października 2009

Dziękuję...

...Olu za wyróżnienia - aż trzy! Czuję się ich niegodna, więc pora na nie zapracować :-). Pozdrawiam serdecznie.



































Ze swojej strony chciałabym przekazać je autorkom blogów z "Mojego codziennika". Skoro zamieściłam adresy ich blogów u siebie, znakiem tego - są dla mnie ważne, inspirują mnie, ich czytanie sprawia mi wielką radość. Dziękuję dziś więc wszystkim, od których codziennie uczę się czegoś nowego i którzy swoją twórczością, poczuciem humoru i otwartością przyczyniają się do tego, że "żyję kolorowo".

30 września 2009

Wianki - nie tylko dla panienek






























Piękne są, więc dlaczego nie spróbować o nie zawalczyć.
Elisse podzieliła się z nami kursikiem ich wykonania. Dzięki serdeczne.

28 września 2009

Abra-Makabra czyli jesienna decudepresja

Chyba wystarczyłoby wkleić kilka zdjęć i żaden opis nie byłby potrzebny. Ale żeby sobie ulżyć muszę trochę pobiadolić (nie byłabym sobą). A zapowiadało się tak kolorowo, w zasadzie to biało-niebiesko a jest do d... - delikatnie rzecz ujmując. Oto dowód nr 1:












na którym to widać wszystko jak na dłoni. Była sobie góralska półka (chyba ryzowana po fachowemu) kupiona przez męża w jakiejś dziurze za 20 zł, przeleżała grzecznie ze dwa lata i kiedy przyszła w końcu wena machnęłam ją ze dwa razy na biało, ale z racji niezadowolenia poprawiłam jeszcze drugie dwa. Przyszedł czas na przyklejanie motywu, więc wydarłam, ponieważ posiadałam doświadczenie z tą serwetką takie mianowicie, że przyklejając ją na surowe drewno, białe tło gdzieś się podziało (do tej pory nie wiem jak to się stało, ale go nie było). Pomyślałam więc, że białe na białe niesie ze sobą jeszcze mniejsze ryzyko - myliłam się. Niestety, niewprawny decu-amator myli się jak saper - tylko raz jedyny, później zdzieramy, zmywamy lub zaciskamy szczęki i udajemy, że nie bardzo widać naszą wpadkę i jakoś ujdzie. Wybrałam opcję trzy, a to za sprawą nieładnej cechy charakteru, która utrudnia bardzo życie w ogóle, a szczególnie życie decu-operatora - NIECIERPLIWOŚĆ. Zemściła się na mnie sowicie. Oprócz tego, na kleju pisało "do serwetek rozrzedzić", co chyba zdecydowanie wpłynęło na zmarszczki - tu nawet botox nie pomoże. Z zamkniętymi oczami, rozgrzeszając w duchu siebie, z ciężkim sercem zdecydowałam, że jak doszłam tak daleko, to już nie ma odwrotu i trza lakierować. I tu pora na dowód nr 2:













Lakier super Syntilor z niewyjaśnionych przyczyn pozostawiał jakieś brudno-różowe zacieki (moja wina, że go dobrze nie rozprowadziłam, ale skąd ten kolor???).
Wnioski wyciągnęłam następujące:
1. dla bezpieczeństwa wycinaj nawet najbardziej mordercze motywy
2. serwetki nie umiesz naklejać
3. lakierowanie, niby żadna filozofia - a jednak
4. decu jest dla ludzi CIERPLIWYCH!!!
Zniechęciło mnie to totalnie i jestem wkurzona na te wszystkie upchane w szafkach przedmioty szczerzące surowe słoje - chyba nawet one śmieją się ze mnie.

Nie bardzo mi ulżyło, ale niech tam.


17 września 2009

Ata słodzi

Mój cel to pomarańczowy królik. Oto on:









Jeśli nie on, to jeszcze są dwa zwierzaki - chętnie jednego z nich adoptuję. Zapraszam do Aty

4 września 2009

Kawka z ekspresu - to jest to! Ale z jakiego???














Chociaż znawca kawy ze mnie żaden, to lubię czasem oddać się tej chwilce relaksu z filiżanką kawy w ręce, gazetką, albo książką w drugiej. Jakbym miała trzecią, to pewnie jakieś krzyżyki bym stawiała nie mówiąc, że przydałaby się i czwarta.... Ale do rzeczy. Wymyśliłam sobie ekspres ciśnieniowy. Lubię proste urządzenia. Mój ekspres nie musi umieć wysyłać faksu, kopiować (chociaż, gdyby udało mi się zrobić pyszną kawkę, to takie "pik" i wyskakuje kopia byłoby niczego sobie). Nie musi mieć kilkunastu funkcji, z których pewnie i tak nie będę korzystała, nie musi mieć kolorowych wyświetlaczy etc. Wystarczy, ze zrobi dobrą kawę, nie nasapie się zbyt przy tym, no ewentualnie niech ma jakąś duperelkę do spieniania mleka i chyba starczy.
Piszę o tym wszystkim nie bez powodu - chciałabym, żeby osoby zaglądające tu poradziły mi w tym temacie. Może macie jakieś doświadczenia, jesteście zadowoleni ze swoich ekspresów lub wręcz przeciwnie - chcielibyście ostrzec przed ich zakupem. Czekam na podpowiedzi. Google namąciło mi tylko w głowie, bo jeden ekspres to przynajmniej 2 różne opinie. Więc zdaję się na bardziej zaufane grono. Pozdrawiam serdecznie.

7 sierpnia 2009

Być jak David Copperfield :)

A wszystko zaczęło się od zielonej spódnicy, którą z rozpędu wrzuciłam z praniem. Jak można się domyśleć, po skończonym praniu cała reszta miała kolor pistacjowy. Byłam delikatnie mówiąc - wku...rzona, chociaż na szczęście nie były to ubrania wyjściowe; takie tam piżamki dzieci, bluzka Jaśka w paseczki biało-żółto-turkusowe (ten ostatni kolor będzie ważny w dalszej części opowieści :), która co prawda była już prawie za mała, ale bardzo ją lubiłam. Pranie przeleżało jakiś czas w oczekiwaniu na moją wenę. Upranie po raz kolejny jakoś mnie nie przekonywało, wersję z Vanishem, nie wiedzieć dlaczego, też odrzuciłam. W końcu sięgnęłam po rynkowy produkt do tego typu zadań. Ten oto:













Co prawda była informacja: "Ważne!", ale przecież wiadomo, że nie wszystko co ważne jest rzeczywiście godne uwagi. I tu się pani gospodyni poślizgnęła. Niby napisali, żeby zrobić próbę na tkaninie w niewidocznym miejscu (a gdzie taka Jaśkowa bluzeczka ma niewidoczne miejsce, to ja nie wiem). Zgodnie z przepisem zanurzyłam wszystko na całą noc w preparacie i rano...poczułam się jak Copperfield. Z bluzeczki Jaśka zniknęły turkusowe paski, z rękawów piżamki Ali różowy, spodenki z żółtych zmieniły się w ecru itd. Niestety, ten czar działa tylko w jedną stronę. Mam nadzieję, ze na tym moje związki ze znanym iluzjonistą zakończę i ku przestrodze innych - jednak instrukcje trza czytać, nie lekceważyć ich. I mimo, że środek okazała się skuteczny, dla mnie aż nader, więc chyba już się na niego po raz drugi nie skuszę. Na plamy nic super skutecznego jakoś nie mogą wymyśleć, ale zjadacze kolorów mają rewelacyjne :)

31 lipca 2009

Niech żyje Król!















Bardzo się cieszę, że udało mi się zmobilizować, ba! wyciągnąć nawet męża na koncert Michaela Jacksona "Tribute to M.J.". Mimo, że to tylko nagranie DVD i tak robi ogromne wrażenie. Pewnie zwolennicy koncertów powiedzą, ze nic nie może się równać z uczestniczeniem w koncercie osobiście. Jednak mnie nie odpowiada zupełnie atmosfera kłębiących się ciał, rozhisteryzowanych i mdlejących z emocji dziewczyn... (tak na marginesie, to niesamowite do jakiego stanu może doprowadzić uwielbienie dla idola). Dzięki temu, że mogłam zasiąść wygodnie w fotelu, w klimatyzowanym pomieszczeniu miałam wyśmienitą ucztę dla oczu i uszu. Taniec jest tą formą sztuki, na którą jestem szczególnie uwrażliwiona i mogę patrzeć bez końca, a ten w wykonaniu Michaela Jacksona to arcydzieło. Rzeczywiście -jak ktoś wcześniej powiedział - on tańczył na granicy technicznych możliwości człowieka. Nie chcę się rozpisywać, bo to co najważniejsze trudno ubrać w słowa.
I niech mówią, że był szaleńcem, bo zaszedł za daleko z "poprawianiem" swojego wyglądu (mają rację - było w tym jakieś szaleństwo), i cała reszta spekulacji wokół jego osoby - mnie to nie obchodzi - dla mnie M.J. to Muzyka i Taniec.

21 lipca 2009

Serdeczne Candy u Jolinki

Ostatnie wpisy na moim blogu to jedynie pogoń za słodkościami rozdawanymi na innych blogach, których posiadaczem można się stać przy odrobinie szczęścia - do mnie do tej pory się nie uśmiechnęło. Nie zniechęcam się, nie tracę nadziei. Dlatego też nie mogę przejść obok serduszek Jolinki obojętnie. Jestem w nich zakochana od pierwszego wejrzenia. Chociaż ilość chętnych nie napawa mnie optymizmem. Zapraszam więc do Serdecznej Matki (tak sobie przechrzciłam Jolinkę - mam nadzieję, że się nie obrazi).

17 czerwca 2009

Słodko u Mai


Chyba nie jest mi dane wziąć udział w losowaniu urodzinowych cukierków u Mai.
Próbuję zamieścić post już trzeci raz - bezskutecznie. A taką mam chrapkę na jeden z przygotowanych drobiazgów, ponieważ hafty Mai (i cała reszta rzeczy, które wychodzą spod Jej zdolnych rąk) są bardzo w moim guście.

8 czerwca 2009

Polacy nie gęsi i swój język mają...czy na pewno???















Przeglądając różne polskie galerie - sklepy internetowe z rękodzielniczymi bibelotami do domu nasunęła mi się smutna refleksja, że z jakiś względów lubimy zastępować polskie słowa obcojęzycznymi (angielski, francuski w przeważającej większości). Nasz ukochany dom jest więc 'Home sweet home', zawieszka na drzwiach do łazienki to 'Bathroom'. Na przedmiotach zdobionych metodą decoupage'u często również umieszczamy anglojęzyczne odpowiedniki. Nie wiem, czy dobrze czułabym się w otoczeniu, które woła do mnie w zrozumiałym co prawda, ale jednak nie moim ojczystym języku. Chociaż sama czasem łapię się na tym, że przedmiot tak mi się podoba, iż to co napisane schodzi na drugi plan. I nie dam sobie głowy uciąć, że kiedyś nie popełnię jakiegoś przedmiotu z takim napisem. Ale myślę, że wskazany jest umiar i wewnętrzna samokontrola, żebyśmy nie stali się takimi głuptakami :) Może wynika to stąd, że modny obecnie styl urządzania wnętrz (vintage) nie jest naszym rodzimym, więc i detale (te ozdabiane napisami), które tworzą charakter i klimat takiego wnętrza przywędrowały z daleka i zostały przez nas bezkrytycznie przyjęte. Bo 'Bathroom' jakoś tak bardziej elegancko wygląda niż 'Łazienka' , pudełko na herbatę ozdabia krótki napis 'Tea', a na tym, w którym trzymamy zdjęcia widnieje napis 'Photo box'.
Pomijam używanie słów obcych na określenie technik typu decoupage, shabby chic, scrapbooking itd. - są one na tyle 'świeże', że polski język nie zdążył jeszcze poradzić sobie z "wygodnymi" odpowiednikami (może nigdy nie wejdą w użycie).

Taka refleksja nasunęła mi się w poniedziałkowy poranek.

3 czerwca 2009

Daisy rozdaje kalorie:)

Pierwszy raz biorę udział w takiej zabawie. W Lotto nie grywam i jak sięgnę pamięcią chyba nic mi się nie udało wygrać.Pora więc złamać ten srereotyp i zawalczyć o szkło. Tym bardziej, że mam w domu malutki wazonik właśnie w tym (lub podobnym) kolorze. Zapraszam do Daisy


26 maja 2009

Mamo, dziękuję

Za to, że jestem, za to, że jesteś. Za nasze wspólne lepsze i gorsze dni, za TRUD wychowania, za Siostrę, bez której czułabym się samotna. Za każdy dzień spędzony razem i za te, które jeszcze przed nami. DZIĘKUJĘ.

25 maja 2009

Misiowy wieszaczek

W związku ze zbliżającym się Dniem Dziecka ogłoszono u mnie w pracy konkurs dla dzieci na jakieś małe dziełko w dowolnej technice. Uznałam, że decu powinno się nadać, a że Ala rwie się do takich zabaw, więc zaproponowałam jej, że możemy zrobić wieszaczek. Sama pomalowała go gąbeczką, później naklejała misie, a na koniec ozdabiała wieszaczek kwiatkowymi szablonami (mama pokazywała czasem, gdzie trzeba położyć jeszcze farbę i klej i trzymała szablon, żeby się nie przemieszczał).
Alusiu, jestem z Ciebie dumna.












Chciała jeszcze ulepić coś z masy solnej, ale nie starczyło nam już czasu. Może za rok :)

22 maja 2009

Pożyteczny kufer

W związku z zawirowaniami na moim blogu, wstawianiem zdjęć, które później nagle znikają, czuję się w obowiązku zrobić z tym porządek. Ponieważ tajemnicze wpisy pojawiły się na zaprzyjaźnionych blogach, a tak naprawdę po kliknięciu nie są dostępne, wstawiam zdjęcie, które wywołało zamieszanie. Jest to kufer, który powstał dawno temu, a dziś służy za schowek na materiały do decu jak również jest miejscem, na którym lubi przycupnąć Jasiek po męczącym galopie. Wcześniej kufer pokazywałam na forum RiO, dziewczyny radziły, żeby te białe listwy zamalować na kolor pasujący do reszty. Przyznaję się bez bicia- jeszcze tego nie uczyniłam.







11 maja 2009

Wariacje na temat tła

Tak sobie hasam po blogach i widzę,że powstają nowe pięknie "opakowane" wirtualne pamiętniki. I ja zapragnęłam przez chwilę wcielić się w rolę pseudografika, i co widać na załączonym obrazku, eksperymentuję z tłami i wciąż szukam swojej ostatecznej wersji. Nie wiem jak długo jeszcze to potrwa, ale tak jak w domu - nudzą mnie na dłuższą metę meble, przedmioty itp. zbyt długo tkwiące w jednym miejscu - podobnie rzecz się ma z blogiem. Kiedy siądę na tyłku i będę zadowolona??? Nie mam pojęcia. Być może ostatecznie wrócę do pierwotnej wersji.
Wędrowcze, może doradzisz rozdartej duszy, które tło jest bardziej twarzowe - to, czy poprzednie? A jeśli dodatkowo wiesz, jak usunąć to "coś" (hotbliggityblog) w lewym górnym rogu - będę wdzięczna. Pozdrawiam :)

5 maja 2009

Sprawozdanie z "przerwy majowej"

Czy ktoś wspominał, że właśnie zakończył się długi weekend? Jaki długi!!!??? To jakiś blef. Przecież jakby był długi to zdążyłabym wszystko zrobić, co sobie zaplanowałam. A tu psińco. Nie wiem już, czy ten czas tak gna, czy my sobie nakładamy na garby coraz więcej zadań, a później dziwimy się, że rady nie daliśmy i przeżywamy frustracje.
No tak, ale jak chce się w ciągu 4-ech dni (z czego dwa to świąteczne) przewrócić ogródek na lewą stronę, po to żeby wyglądał podobny do ludzi, nacieszyć się rodzinką, poświęcić więcej czasu niż zwykle dzieciom, zabrać je na spacer do lasu (uwielbiam!!!) itd. itd. to chyba trzeba sprawić sobie lustro i często w nie spoglądać, coby w czoło się popukać ("puk, puk - czy jest tam w środku coś, co potrafi myśleć realnie???"). Nie wspomnę już o mojej decu-półce do kuchni, która czeka już chyba 3-ci miesiąc na publiczną prezentację na ścianie kuchennej. Narazie jest po macoszemu przestawiana z kąta w kąt. A przecież zostało tylko! (he, he) nakleić motywy i polakierować (brrrr...).
Mimo tych narzekań uważam weekend za udany i proszę Niebiosa o więcej. Mam pewność, że moja prośba zostanie wysłuchana. Za jakiś miesiąc bowiem Boże Ciało :)

27 kwietnia 2009

Justin za mną łazi :)

Od wczoraj chodzi za mną jakiś chłoptaś i nuci mi coś do ucha. Mówię mu "sio!" a on swoje. Co jakiś czas przyczepi się do ciebie taki natręt i żyć nie daje. Ale i na takich są sposoby: przemorduję się, niech się wygada, czy tam wyśpiewa - powinno pomóc. Mnie na pewno pomoże :)
Ponieważ nie wiem co zrobić, żeby plik wideo nie zasłaniał mi paska bocznego bloga, narazie tylko link:

http://www.youtube.com/watch?v=fw9i-sM1BbI

26 kwietnia 2009

No to 3...2...1....STARTUJEMY!

Na początku chcę wyjaśnić, trochę może dziwne i przewrotne motywy zaistnienia mojego bloga. Wcale nie powstał on z wielkiej potrzeby prezentowania 'światu' moich zwyczajnych zainteresowań , pasji etc.
Powody były dwa-bardzo prozaiczne i przyziemne. Po pierwsze: chciałam z czystej ciekawości zobaczyć jak tworzy się bloga i czy dam radę, bo z natury szybko się zniechęcam i nie wierzę często, że uda mi doczłapać do mety. Po drugie: chciałam widzieć na bieżąco, co dzieje się na moich ulubionych blogach, które znalazły się w 'Moim codzienniku'. Wchodzenie na nie przez 'Ulubione' było dość nużące. Dzięki temu osiągnęłam com chciała, może nawet czasem coś nabazgram.
Pozdrawiam samą siebie, ponieważ narazie jestem jedynym gościo-gospodarzem odwiedzającym ten blog :). Pozdrawiam (to tak na przyszłość) wszystkich, którzy zajrzą tu z chęci poczytania, co u mnie słychać, lub trafią zupełnie przypadkowo.


Chyba 100 lat upłynęło od momentu, kiedy powstały te drobiazgi: